czwartek, 17 czerwca 2010

Apel w sprawie śmierci Doktora Dariusza Ratajczaka

proca.pl: Apel w sprawie śmierci Doktora Dariusza Ratajczaka.

Pierwsza ofiara stalinizmu-artykuł



Pierwsza ofiara stalinizmu

Pewnego kwietniowego poranka Roku Pańskiego 1999, leżąc jeszcze w łóżku, dowiedziałem się od Żony (właśnie słuchała jakiejś rozgłośni radiowej), że jestem „kłamcą oświęcimskim". Po raz pierwszy w życiu nie zjadłem normalnego śniadania. Za wszystko wystarczyły papierosy. Tak oto „wstąpiłem do Europy" ...

Machina ruszyła. Monstrualna nagonka prasowa, uczelniane „śledztwo", wizyta u atrakcyjnej pani prokurator, wreszcie usunięcie z uczelni, zakaz wykonywania zawodu, proces sądowy, wyrok.
Przedmowa Dariusza Ratajczaka do II wydania „Tematów Niebezpiecznych" Opole 2005.

Ironiczny, nieco dowcipny w swej wymowie tekst był charakterystyczny dla lekkiego pióra Dariusza Ratajczaka, doktora nauk humanistycznych, historyka, wykładowcy i świetnego felietonisty.

Widać miał dystans do całej tej nagonki, do końca zachował „twarz".

Miał rację. Machina ruszyła. Monstrualna nagonka prasowa, która, niczym buldożer, zniszczyła wszystko co kochał, zniszczyła i upodliła człowieka, nie zatrzymała się nawet nad jego grobem.
Ale zacznijmy od początku.

Na parkingu pod opolskim Centrum Handlowym w zaparkowanym samochodzie odnaleziono zwłoki mężczyzny. Podobno nie żył już od siedmiu dni. Samochód przez te siedem dni, na niemiłosiernym słońcu, stał zaparkowany wśród setek innych aut, kryjąc w swym wnętrzu makabryczny widok - Sensacyjny news obiegł prowincjonalną wiochę zwaną Opolem.

Tego samego dnia odebrałem telefon od opolskiego dziennikarza z zapytaniem kiedy ostatnio widziałem dr Ratajczaka i czy mam do niego aktualny numer. Prośbę dziennikarza zignorowałem i o epizodzie zapomniałem aż do następnego rana.

Mając wolny dzień próbowałem wczytać się w "Kawior i popiół", lekturę zadaną mi przez jednego z wykładowców, zamiar mój skutecznie niweczył jazgot wydobywający się zapewne z głośników radia zlokalizowanego w garażu sąsiada, który graniczy z moim ogrodem.

Nagle głos spikera radiowego nadał wiadomość, że ciało mężczyzny znalezionego pod opolskim Centrum Handlowym policja zidentyfikowała, na podstawie znajdujących się w samochodzie dokumentów, jako zwłoki Dariusza Ratajczaka. Usłyszana zza pleców wiadomość przyprawiła mnie o dziwny skurcz żołądka, poczułem ciarki na całym ciele. Zrobiło mi się niedobrze.

Szybki, nerwowy przegląd stron internetowych i ... szok

W internetowym wydaniu opolskiego dodatku Gazety Wyborczej tekst autorstwa dziennikarza, który dzień wcześniej do mnie dzwonił pod tytułem: „Policja prawdopodobnie znalazła ciało kłamcy oświęcimskiego". W tym samym wydaniu reportaż o Dariuszu Ratajczaku pod tytułem: „Kłamca nie ma już siły".

Machina z impetem przetoczyła się przez zwłoki Ratajczaka, łamiąc to, czego do tej pory jeszcze nie złamała -jego życie.

Czy znałem dr Ratajczaka?

Nie.

Znałem go za to z opowiadań jego studentów.

Trzy może cztery razy byłem na jego wieczorach autorskich.

Mam książki z jego dedykacjami.

Był szczerym, uśmiechniętym facetem, niezwykle błyskotliwym, co rzadko zdarza się wśród posępnych historyków.

Zawsze miał charakterystyczny półuśmiech, który do końca nie zdradzał czy doktor żartuje, naigrywa się czy jest też śmiertelnie poważny.

Więcej o nim napisać nie potrafię.

Ostatni raz widziałem go w centrum Opola ponad rok temu.

Jechał z naprzeciwka na rowerze.

Był jakiś inny, jakby nieobecny, nie zwracał uwagi na otoczenie.

Był jakby w innym świecie, ale za to z nieodłącznym półuśmiechem.

Być może ten zamknięty, inny świat był jego swoistą samoobroną przed światem, który, trzeba to otwarcie napisać, zgotowała mu Gazeta Wyborcza.

W książce, której lekturę przerwała mi tragiczna radiowa wiadomość o śmierci dr Ratajczaka, Kawior i popiół, komunistyczni aktywiści co jakiś czas poddawali się samokrytyce, oczyszczając tym samym sumienia z krwawych zbrodni i szykując się na kolejną dawkę czerwonych nieczystości.

Dr Ratajczak nie miał szans na samokrytykę.

Siepacze GW skazali go na śmierć w dosłownym tego słowa znaczeniu.

Stalinizm powrócił.

Piasecki ONR Opolszczyzna

poniedziałek, 7 czerwca 2010

Biografia kpt.Henryka Flame-wykład mgr Tomasza Greniucha w Bestwinie



W dniu 5 czerwca w Muzeum Regionalnym w Bestwinie odbył się wykład mgr Tomasza Greniucha , obrazujący postac kpt.Henryka Flame”Bartka” wraz ze strukturami VII Okręgu Śląsko-Cieszyńskiego NSZ. Młody historyk w sposób niezwykle treściwy i swobodny potrafił przedstawic biografię dzielnego partyzanta,oraz czynniki,które skłoniły,że „Bartek” i jego podkomendni zapisali tak tragiczne karty naszej historii. Przybyli goście mogli zobaczyc na prezentacji multimedialnej zdjęcia między innymi Henryka Flame”Bartka”,jego zastępców Jana Przewoźnika”Rysia”,Józefa Kołodzieja”Wichury” ,czy dowódcę samodzielnego oddziału partyzanckiego imienia”Szarego” - Antoniego Bieguna”Sztubaka”,który podlegał bezpośrednio samemu „Bartkowi”.Prawdziwym rarytasem był stenogram dziennika prowadzonego przez dowódcę tzw grupy „Śmiertelni” Zdzisława Krausa”Andrusa”,w którym opisane są wszystkie akcje grupy,ilośc broni,amunicji oraz stan osobowy.Stanowi to niezbity dowód iż oddziały partyzanckie NSZ były jak najbardziej regularnym wojskiem stojącym na straży niepodległości,suwerenności i wolności naszej ojczyzny broniącym kraj przed reżimem komunistycznym,a nie bandytami napadającymi na niewinnych ludzi i sklepikarki jak by to chcieli określac ich oponenci,którzy w dalszym ciągu stoją na straży totalitarnego terroru(a nawiasem mówiąc,żaden z nich nie pojawił się na spotkaniu,zadowalają się szkalowaniem na jakichś lichych forach pod jakimiś dziwnymi nickami,boją się wyjśc z cienia i usiąśc do konstruktywnej debaty no ale cóż tak robią ludzie mający nieczyste sumienie).
Ważnym celem i ideą podobnych spotkań jest propagowanie naszej tożsamości narodowej,tak bardzo narażonej przez zaborczą politykę UE,propagowanie naszego patriotyzmu,naszej miłości do ojczyzny.Dla wielu ludzi jest to również poznawanie rodzimej historii na nowo,która była skrzętnie ukrywana przez komunistyczne władze i w dniu dzisiejszym należy ją odkrywac od początku.
Na zakończenie chciałbym zacytowac słowa autora wykładu,które najlepiej zilustrują postac „Bartka” oraz jego podkomendnych:
„Henryk Flame urodzony w 1918 roku dorastał w pierwszym pokoleniu ,które otrzymało od losu dwadzieścia lat wolności.Właśnie te dwadzieścia lat ukształtowało pokolenia,które zapisało się tragicznie na kartach historii Polski.Byli to ludzie świadomi swych obowiązków wobec ojczyzny i narodu.Wychowanie i życie Henryka Flame jest właśnie przykładem tego pokolenia.Pokolenia „Kolumbów”,które całą swoją młodośc ,najwspanialszy okres w życiu,poświęcili w walce o wolną Polskę.Z chwilą wybuchu II wojny światowej Henryk miał dwadzieścia jeden lat,a gdy zakończył w tragiczny sposób „swoją”wojnę miał lat dwadzieścia dziewięc.Cały ten okres poświęcił walce o niepodległe państwo.On i jemu podobni mieli marzenia,żeby ich dzieci wychowywały się w Polsce,w której sami dorastali,dlatego nie złożyli broni gdy przyszło „sowieckie” wyzwolenie.On i setki innych wychowanych w Polsce międzywojennej,w lasach ,w górach i na łąkach,toczyli bezlitosny bój ,gdyż wciąż mieli marzenia, których nie potrafiła zniszczyc komunistyczna rzeczywistośc.”

czwartek, 3 czerwca 2010

Oficjalna relacja z obchodów 76.rocznicy powstania Obozu Narodowo Radykalnego


22 maja 2010 roku przez centrum Lublina przemaszerowała manifestacja Obozu Narodowo-Radykalnego, wspomaganego przez zbliżone ideowo środowiska (widoczne były m.in. flagi i transparenty Obozu Wielkiej Polski, Stowarzyszenia Białe Orły oraz Narodowego Odrodzenia Polski). Udział wzięły także osoby niezrzeszone. Pochód przyciągnął w sumie około 150-170 osób (liczba jest płynna gdyż w trakcie marszu spontanicznie dołączali przechodnie) – a zatem mniej niż na przykład obchody 11 listopada w roku 2009 w Warszawie, kiedy to ulicami stolicy przeszło ponad pół tysiąca narodowców. Spowodowane było to prawdopodobnie zmiana pierwotnego terminu obchodów oraz klęską powodzi która wielu nacjonalistów dotknęła osobiście a innych zatrzymała w drodze do Lublina jak to miało miejsce w przypadku miedzy innymi delegacji z Opolszczyzny zatrzymanej przez wezbrane wody Wisły na linii Puławy -Sandomierz.
Pochód wyruszył (zgodnie z planem) o godzinie 16.30 z Placu Litewskiego. W planie było przejście przez Stare Miasto i zakończenie zgromadzenia na Placu Zamkowym, pod pomnikiem poświęconym powstańczym oddziałom Zapory. Plan ten udał się, lecz z pewnym opóźnieniem, a to ze względu na (tradycyjną już) kontrmanifestację środowisk radykalnej lewicy (anarchistów, „antyfaszystów”, feministki, działaczy „środowisk gejowsko-lesbijskich” etc.). Grupki te najpierw zorganizowały pikietę, w ramach której rzucały kwiatami i wykrzykiwały hasła przeciwko ONR-owcom (pula tych haseł była, jak się wydaje, dość ograniczona – przede wszystkim: „Lublin miastem tolerancji”, „Idźcie stąd” i jeszcze kilka). Od pochodu narodowców oddzielał lewicę kordon policji.Zwrócić należy uwagę że 'antyfaszyści" w urzędzie miejskim zgłosili i zalegalizowali tylko pikietę statyczna . W momencie gdy tylko marsz ONR minął zbiegowisko "antyfaszystów" ci ostatni opuścili oficjalne miejsce pikiety i ruszyli korowodem za nacjonalistami co jako takie już powinno zostać uznane za nielegalne zgromadzenie.
W pewnym momencie okazało się, że „antyfaszyści” z innej grupki postanowili zablokować lubelski deptak na trasie marszu ONR w sile około 30 osób. Zasłonili się przy tym transparentem z napisem " Faszyzm nie przejdzie". Kilkukrotnie wzywani przez siły porządkowe do rozejścia się nie uczynili tego wykrzykując niezrozumiałe hasła.Uczestnicy blokady szybko się jednak zmęczyli krzykami i trzymaniem transparentu - jak jeden maż zalegli na chodniku w pozycji horyzontalnej nadal utrudniając przejście. W czasie blokady zapanowała nieco piknikowa atmosfera, a to ze względu na aktywistę ONR z megafonem, który nader ironicznie i celnie komentował protest lewicy, której przedstawiciele wybijali z kolei rozliczne quasi-afrykańskie rytmy na bębenkach.Aktywista ten powiedział miedzy innymi " Na dżwięk słów Bóg Honor Ojczyzna tamci ludzie ( tu wskazał na kontr manifę wlekącą się za nacjonalistami z tyłu) gwiżdżą i przeklinają " co postronni ludzie skwitowali brawami dla nacjonalistów. Tymczasem lewacy zgromadzeni z tyłu pochodu ONR wcześniej rzucane kwiaty zastąpili butelkami i kamieniami czemu bezczynnie przyglądała się policja.
Pochód nacjonalistów był więc atakowany z dwóch stron, do chwili gdy przednia blokada została wreszcie po długim czasie zlikwidowana( co było tym bardziej zdumiewające ze siły porządkowe na samej blokadzie były trzykrotnie wyższe niż liczba blokujących) blokujących anarchistów aresztowano osadzono w komisariatach a póżniej ukarano mandatami. W tym czasie narodowcy ruszyli dalej, a lewica (frakcja od kwiatów i bębenków) szła za nimi. Narodowcy oczywiście przez cały czas wznosili swoje hasła: „Bóg, Honor i Ojczyzna”, „Narodowe Siły Zbrojne”, „ONR” i inne.
Pod pomnikiem Zaporczyków Kierownik Główny ONR wygłosił przemówienie, w którym odniósł się do historii Polski, patriotyzmu współczesnych (i jego braku), a także do kontrmanifestacji. Warto zwrócić uwagę na fakt, że dzień wcześniej pomnik został zapaskudzony farbą przez „nieznanych sprawców”, ale wyczyścili go lokalni działacze narodowo-radykalni.
Przemówienie Kierownika Głównego zakłócało kilku młodzieńców, którzy nieopodal wywiesili prześcieradło z napisem „Faszyzm nie przejdzie”, a nawet pozwolili sobie na wulgarne atakowanie manifestantów (jeden z nich dał się nawet na moment sprowokować do odpowiedzi, ale w ogólności panował spokój i nie poddawano się prowokacjom). Zabawny był także przedstawiciel Izraela (a przynajmniej jako taki się przedstawił, krzycząc „I am Jew…!”), który zapewniał narodowców, że „fuck them all”.
Manifestacja odbiła się szerokim echem w prasie i internecie, mowa tu zarówno o mediach lewicowo-liberalnych, jak i prawicowych. Relacja z marszu ukazała się również na (znanym i lubianym?) portalu konserwatyzm.pl, a napisał ją Konrad Rękas, który zresztą był obecny na miejscu. W zasadzie jest ona zgodna z faktami, tego nie można jej odmówić, należy jednak odnieść się do niektórych wniosków czy też obserwacji pana Rękasa. Pisze on (mam wrażenie, że przybierając ton „zatroskanego starszego kolegi, doradzającego z dobrej woli młodszym działaczom”) np., że „Poważniejsza jest refleksja dotycząca pewnych słabości programowych Obozu. Pewnie, że przemówienie pod pomnikiem to nie okoliczność sprzyjająca wyrafinowanym analizom, jednak trudno się oprzeć wrażeniu, że kolegom z ONR wystarcza bycie „ogólnie patriotycznymi”, tylko akcentującymi mocniej pewne kwestie.” Należy tu wyjaśnić, że ONR jest (w ogólności, a już na pewno obecnie) ruchem z założenia „ideowo-wychowawczym”, istotnie stawiającym w największym stopniu na przekazywanie pewnych wartości, pamięci i wiedzy, mniej zaś zainteresowanym tworzeniem bardzo szczegółowych, sformalizowanych „planów” i „programów”, które miałyby stanowić złotą receptę na wszelkie „realne bolączki”, choć z pewnością ich realizacja pozostawałaby w sferze abstrakcji. W końcu ONR nie jest partią, a stowarzyszeniem, zasilanym głównie przez młodzież. Oczywiście aktywiści organizacji niejednokrotnie posiadają wyraźnie określone poglądy gospodarcze i „polityczne”, ale formuła samego Obozu jest od ponad 5 lat (a licząc wcześniejszy okres działalności na zasadzie „pospolitego ruszenia” – to od bez mała 10) taka, że stanowi on środowisko możliwie szerokie i różnorodne, skupione wokół pewnych zasad, ale dające członkom wiele swobody, gdy chodzi o szczegóły – tak w kwestii formy, jak i treści. No i oczywiście rzeczywiście jest tak, jak sam pan Rękas zauważa – nie należy wyciągać zbyt daleko idących wniosków na podstawie jednego przemówienia rocznicowego.
Po manifestacji narodowcy bawili się na rockowym koncercie patriotycznym. Co warte podkreślenia zarówno przed, w trakcie jak i po manifestacji nie było żadnych bójek awantur aktów wandalizmu ze strony narodowców nikt tez nie został zatrzymany czy choćby "spisany"
żródło:www.onr.com.pl